Poznanie i rozwój

Refleksje po warsztacie „Poznanie i rozwój” prowadzonym przez Monikę i Marcina Gajdów

„Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga”

Rozdarcie zasłony w Świątyni po śmierci Jezusa mówi nam o tym, że Bóg jest dla nas dostępny zawsze. Nie musimy już, jak Izraelici, pielgrzymować raz w roku do Świątyni. Kult przenosi się do wewnątrz. Człowiek miłujący jest miejscem zamieszkania Boga. A więc nasza pielgrzymka ma się odbywać do wewnątrz, tam możemy spotkań Boga. Zostaliśmy stworzeni do tego, by doświadczać miłości Boga i z Niego czerpać życie.

Jesteśmy czymś więcej niż ciało, uczucia i myśli. Są one zaledwie przedsionkami Świątyni. Nie możemy się na nich zatrzymać.

Ciało nie jest najważniejsze, to jak nas widzą inni nie jest istotne. Nie znajdziemy pokoju  i miłości szukając potwierdzenia naszej wartości poprzez nadmierną dbałość jedynie o ciało. Wszystko musi mieć odpowiednie proporcje. Nie jestem tylko moim ciałem chociaż moje ja wyraża się w ciele. Dzisiaj mam rękę, jutro mogę jej nie mieć, a nadal będę sobą.

Uczucia są nietrwałe, ulotne, szybko znikają. Uczucia nie mogą nami rządzić i nie mogą stać się naszym bożkiem (szczególnie te przyjemne).

Myślenie jest jeszcze bardziej nietrwałe. Nie należy się z nim utożsamiać. Umysł nie jest też źródłem poznania Boga, a jedynie narzędziem poznania Boga i do tego został przeznaczony.

Często mamy w umyśle pewien „wgrany program” (np.  z dzieciństwa), oceniamy siebie i innych na podstawie tego programu, nasz umysł jest agresywny, niemiłosierny dla nas samych i innych. Nie można wejść w obszar sakralny zatrzymując się na myśleniu. To będzie jedynie myślenie o Bogu, a nie wejście w życie Boga. Umysł może być bardzo niebezpieczny, wręcz może oddzielać nas od Boga. My nie musimy pytać umysłu: po co ja żyję?  jaka jest moja wartość? Nie musimy przekonywać umysłu, że mamy wartość. Spotykając Boga w sobie (poprzez kontemplację) wchodzimy w Miłość i w Niej jesteśmy, doświadczamy Życia. Będąc „w środku”, wiemy, że jesteśmy bezcenni, kochani. Wówczas przestajemy nawet zadawać pytania’[, bo jesteśmy w Miłości.

To wszystko daje wielką wolność, głęboki pokój i uzdrowienie (szczególnie od egoizmu). Wchodząc w Miłość, stajemy się Miłością.

On istniejąc w postaci bożej nie skorzystał ze sposobności by na równi być z Bogiem lecz ogołocił samego siebie (dosłownie w oryginale greckim: „siebie samego uczynił pustym”) (Flp 2,6-7)

Wszystko polega na tym, by na modlitwie zatrzymać własną aktywność intelektualną  (co rozum odbiera jako ciemność) i stwarzać w sobie przestrzeń dla wlanej  łaski. Trzeba opróżnić się z samego siebie, by oddać miejsce Bogu, by Jego Życie w nas się objawiało. Wystarczy trwać w skupieniu na Bożej Obecności, bez słów i odsuwając myśli. To przynosi wielką ulgę. Nie musimy się starać, by zasłużyć na miłość, nie musimy działać. Nasza aktywność nie ma być przecież sposobem, aby zasłużyć sobie na przychylność Boga, ale skutkiem doświadczenia zoe w nas. A więc najpierw jest zaniechanie aktywności, by przyjąć Miłość, a dopiero potem Bóg w nas działa poprzez bezinteresowny dar z siebie. Jeżeli będziemy żyć tym Życiem, ludzie będą do nas lgnąć, pytać skąd my to mamy.

Słowo stało się ciałem i rozbiło namiot w nas.”

Bóg przychodzi do nas od wewnątrz, a więc nie szukajmy go na zewnątrz. Ciało, emocje i umysł to zaledwie przedsionek Świątyni, nie zatrzymujmy się na nich. „Nie zatrzymuj mnie” –  powiedział Jezus po zmartwychwstaniu do Marii Magdaleny. Trzeba znaleźć źródło w sobie, odkryć Jego Życie w sobie. Jest to Miłość, która nieustannie afirmuje nas od wewnątrz, która wylewa na nas łaskę, leczy, uwalnia i uzdalnia do miłości bezinteresownej, do miłości nieprzyjaciół.

Monika Zimecka